piątek, 24 czerwca 2011

"Gringo wśród dzikich plemion" Wojciech Cejrowski

Pod wpływem dnia spędzone w domu, nad książką i kubkiem kawy, powstał blog. Gdzieś trzeba przelać komentarze kłębiące się w głowie po skończonej lekturze. Czytam często i dużo, więc będzie co przelewać (właściwie przeklikiwać) na bloga. W ramach słonecznej, upalnej pogody, zacznę od czegoś lekkiego.
Cejrowskiego zawsze lubiłam słuchać w jego programie "Boso przez świat" i przerwanie mi odcinka było bardzo nie mądrym posunięciem. Lubiłam może głownie przez moją fascynacje podróżami, odległymi kontynentami etc., jednak sama osoba W.C. ze swoim humorem, który wyjątkowo do mnie trafiał i umiejętnością zgrabnego przekazania wiedzy miała w tym nie mniejszy udział.

Nadszedł czas na książkę. Po pobieżnym przejrzeniu "Gringo..." od razu byłam nastawiona bardzo pozytywnie - zdjęcia. Piękne, naturalne ujęcia wzbogacające książkę. Chociażby dlatego warto ją polecić. Te właśnie zdjęcia same już opowiadają historię, a dodatkowo treść staje się bardziej wiarygodna, mimo, że opowiada o tak odległym kawałku świata.

Zaczęłam czytać. czytałam. czytałam. czytałam. Ojej, jak to już ostatnia strona?- Tak to dokładnie wyglądało. Nie da się od tego tekstu oderwać. Wywołujące uśmiech, ewentualnie niekontrolowany śmiech opisy, sytuacje i do tego przekazujące konkretne informacje kulturowe czyli to co trzeba i więcej, żeby uszczęśliwić czytelnika.


Bardzo trafna recenzja jednej z czytelniczek widniejąca na odwrocie książki:

 
"Szukałam prezentu dla męża, kupiłam i sama połknęłam w dwa dni, śmiechem prawie wywołując skurcze porodowe[...]".



Czytając, czułam się jakbym z boku, będąc w danym miejscu, obserwowała wydarzenia, była ich świadkiem. W pełni oddany klimat to wielki plus, zresztą kiedy ma się świadomość z tego, że czyta się nie powieść a fakty- pod wpływem książki wzrasta pragnienie podróży w tak odległe miejsca, przeżycie tego wszystkiego czym wzbudziła emocje książka Cejrowskiego.

Jeszcze żadna pozycja tej kategorii (i w zasadzie to chyba żadnej innej lub porównywalnie) tak na mnie nie wpłynęła. Po skończonej lekturze od razu rozpoczęłam pościg za kolejną książką W.C.

Ciężko mi znaleźć minusy, więc zrobię wyjątek i nie będę się doszukiwać a w tym wypadku robię to z czystym sumieniem. Polecam, choć recenzja w żaden sposób nie oddaje mojej radości z czytania.



Niebawem pojawi się kolejna pożal się Boże recenzja mojego autorstwa, zapraszam!:)